Ci z Was, którzy nie jeździli konno lub nie trenowali szermierki, mogą nie wiedzieć co to palcat. Dlatego przyda się parę słów wyjaśnienia. Współcześnie jest to mały kijek zakończony kawałkiem gumy lub skóry, którym dyscyplinuje się konia. Kiedyś była to pałka długości do 1 metra i grubości 2,5 centymetra. Dlaczego chcę Was tym zainteresować?
Dlatego, że był kiedyś w Polsce zwyczaj, że młodzież, przy okazji zjazdów rodzinnych i imprez urządzała turnieje, w których walczono pomiędzy sobą palcatami. Ksiądz Jędrzej Kitowicz (1727 – 1804) pisał tak:
„Drugą zabawą podczas rekreacji były kije, zwane palcatami, w które pojedynkowali studenci dwaj a dwaj z sobą. Ten sposób wielce był potrzebny dla stanu osobliwie szlacheckiego, jako wprawiający młódź do zręcznego w swoim czasie użycia szabli, którą nasi przodkowie na wojnach najwięcej dokazywali. Jakoż było się czemu przypatrzeć, kiedy się dwaj dobrali do palcatów, bili się aż do zmordowania, a tak sztucznie każdy się palcatem swoim układał, zastawiając się ze wszelkich stron a oraz wzajemnie adwersarza swoim przycięciem sięgając, że żaden żadnego ani w gębę, ani w głowę, ani po bokach nie mógł dosiągnąć. I tacy byli to już jak metrowie do wprawiania i uczenia drugich. Co się trafiało i między profesorami młodszymi, tak jezuitami, jak pijarami, że się w kije arcyprzednio bili. Te tedy palcaty u studentów były w najczęstszym używaniu nie tylko na rekreacjach, ale nawet i w samych szkołach, nim nastąpiła godzina lekcji. Jeżeli był który student bojaźliwy, że nie śmiał z drugim stanąć do palcata, musiał taki wiele wycierpieć prześladowania i urągania od całej szkoły, a nieraz i guzów po łbie albo dęgów po plecach naobrywać.”
Ta błaha rozrywka przynosiła bardzo wymierny skutek. Przyzwyczajała rękę do władania szablą. Na obrazie Juliana Maszyńskiego pod tytułem “Palcaty” widzimy chłopca i szlachcica (być może ojca), który w słoneczne popołudnie uczy podrostka fechtować. Szlachcic przekazuje młodemu chłopcu umiejętności walki szablą oraz określone wzorce zachowań. Ten chłopiec za dwadzieścia lat wyprowadzi przed dom swojego syna po to, żeby przyzwyczajał rękę do szabli.
Teraz, moje słowa kieruję do ojców którzy mają synów. Czego Ty nauczyłeś swojego syna i jakie wzorce mu przekazałeś? Co na dzień dzisiejszy mógłbyś mu przekazać? Czy w wypadku konfliktu zbrojnego miałby podstawowe umiejętności, żeby się obronić?
Zostawmy te pytania na razie bez odpowiedzi. Wrócimy do tego później.
Zróbmy krótką analizę. Jeśli jesteś mężczyzną mieszkającym w Polsce, to należysz do jednej z trzech kategorii :
1) jesteś żołnierzem zawodowym lub pracujesz w służbach mundurowych,
2) byłeś w wojsku a teraz jesteś w rezerwie, stanie spoczynku lub przekroczyłeś wiek przydatności,
3) nie byłeś nigdy w wojsku.
Pierwsza grupa ze względu na swoją pracę jest zobowiązana stale utrzymywać swoje umiejętności wojskowe na wysokim poziomie, ma też lub powinna mieć, zarezerwowany czas i zaplecze do podnoszenia tych umiejętności. Państwo (budżet państwa) finansuje wynagrodzenie tych ludzi właśnie po to, żeby pozostali czuli się bezpieczni. Słowo “żołnierz” pochodzi od słowa “żołd” czyli od pieniędzy płaconych za służbę wojskową.
Druga grupa, nabyła podstawowe umiejętności wojskowe, ale jeśli nie była regularnie powoływana na ćwiczenia, to poziom wyszkolenia prawdopodobnie drastycznie spadł. Ponadto z roku na rok zmieniają się standardy i zagrożenia współczesnego pola walki. Doktryna lat 80-tych nie będzie działała we współczesnych realiach.
Trzecia grupa jest w “czarnej D” – nie umie nic, w wypadku zagrożenia… cóż, jedyne co mi przychodzi do głowy to modlitwa. Jeśli jesteś w tej grupie możesz powiedzieć…
“Ale przecież mnie nie wezmą do wojska…”
Na pewno? USTAWA z dnia 21 listopada 1967 r.o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej mówi w Art. 4.1.
„Powszechnemu obowiązkowi obrony podlegają wszyscy obywatele polscy zdolni ze względu na wiek i stan zdrowia do wykonywania tego obowiązku.„
Przyjmij więc do wiadomości, że Polska może powołać Cię do służby niezależnie czy byłeś w wojsku czy nie. Wystarczy, że nie przekroczyłeś 55 roku życia, a lekarz wojskowy uzna, że jesteś zdrowy. Zauważyliście jeszcze coś interesującego w tym artykule? Nikt nie napisał, że dotyczy to wyłącznie mężczyzn.
Dodam jeszcze jedno. Podczas prowadzenia działań wojennych wojska operacyjne mają praktycznie niezaspokojone potrzeby uzupełniania kadr. W pierwszej kolejności oczywiście sięgają po rezerwy wojsk operacyjnych (rezerwistów służby poborowej i NSR), ale jak ich zabranie… tak, tak, po każdego kto nie jest garbaty i nie chodzi o lasce.
“No dobrze, ale zanim mnie wyślą do walki pójdę na przeszkolenie…”
Oczywiście, że tak, ale czy możesz już czuć się bezpieczny? Wyobraź sobie, że naciśnięcie na spust karabinka jest jak uderzenie w struny gitary. Proste, wręcz banalne. Ale żeby zagrać utwór, nie wystarczy jedno uderzenie w struny. Musisz wziąć tabulaturę (instrukcję), nastroić gitarę, regularnie powtarzać utwór, aż do pełnego opanowania. Potem kolejny, i kolejny. Wreszcie będziesz mógł zaimponować koleżankom przy ognisku.
Czy da się tego dokonać w jeden miesiąc? Przy odrobinie samozaparcia pewnie tak, ale lepiej jest realnie oceniać swoją umiejętność rozwoju i przyswajania wiedzy. Wymaga to czasu i pracy. Prawdopodobnie nie osiągniesz poziomu wirtuozów (GROM, JWK, Agat, Formoza, Nil), którzy poświęcają na rozwój swoich umiejętności 8 godzin każdego dnia. Ale szkoląc się, przynajmniej nie będziesz na poziomie “zero”.
Wiara w to, że w warunkach wojennych będzie wystarczająca ilość czasu na wyszkolenie rezerw jest naiwnością. Znacznie lepiej jest posiadać te umiejętności i nigdy ich nie użyć, niż rozpaczliwie próbować je opanować wtedy, gdy będą niezbędne.
Powoli zmierzam do puenty. Wyobraź sobie, że masz nastoletniego syna który wraca do domu w sobotę ze strzelanki ASG. Ma pneumatyczną replikę broni, której używa do eliminowania (fragowania) przeciwników.. Replika udaje prawdziwą broń, a zachowania uczestników strzelanki udają zachowanie żołnierzy. Jest to pewien model oparty na ich wyobrażeniu. W zderzeniu z realiami pola walki uległ by tragicznej weryfikacji. Zasięg repliki to 50 – 70 metrów. Kulki BB szybko wytracają prędkość, a ich lot może być odchylony przez lekki wiatr. Nawet liście mogą zatrzymać te pociski. Kulki nie zostawiają śladu więc można oszukać, że się nie dostało. Prawdziwy karabinek szturmowy ma zasięg skuteczny 300 – 400 metrów. Pocisk z odległości 100 metrów przebija 20 centymetrowe drzewo. Trafienie zaś w ciało nie pozostawia złudzeń. Gdybyś trenował na repilikach ASG i na broni palnej wiedział byś o tych różnicach. Wiedział byś, co możesz ćwiczyć na broni palnej a co warto ćwiczyć na replikach żeby osiągać najlepsze efekty.
Patrzysz na swoje dziecko i nie możesz nauczyć go niczego. Jak trzymać poprawnie karabinek, jak zrobić szybką wymianę magazynka, jak przyjąć postawę strzelecką, nie możesz mu nawet przekazać zasad bezpiecznego posługiwania się bronią (BLOS).
Szlachcic z obrazu Maszyńskiego zdaje się mieć pojęcie o tym co zrobić z palcatem i czego może nauczyć swojego syna. Co Ty możesz zrobić?
Odpowiedź na pytanie zadane w tytule
Replika karabinka ASG nie jest karabinkiem, tak samo jak palcat nie jest szablą. Można jednak obu użyć jako narzędzia szkoleniowego, jeśli potrafi się je odpowiednio wykorzystać. W FIA robimy to od 10 lat starając się tak prowadzić symulację, żeby jak najwierniej oddawała prawdziwe pole walki. Zauważcie, że metody szkoleniowe wojska z wykorzystaniem ślepej amunicji też nie są doskonałe. Tyle ile możemy, szkolimy wykorzystując repliki, a resztę realizujemy na “ostro” na strzelnicy. Praca na replikach oszczędza nam czas na strzelaniu z broni palnej. Ludzie dzięki temu są przeszkoleni i nie robią głupich rzeczy. Wstąp do FIA, naucz się robić robotę w sposób prawidłowy, a jak Twój syn wróci ze strzelanki to powiesz mu “Chodź synu, nauczę Cię czegoś pożytecznego”.