Gdy pierwszy raz trafiłem na opowiadanie o samotnym partyzancie Stanisławie w książce „Snajperzy – wczoraj i dziś”, od razu zamarzyła mi się jego filmowa adaptacja. Sylwetka niezwykłego żołnierza, archetypu łowcy i snajpera, który przeżył wojnę i komunistyczny terror ukrywając się samotnie w lesie, doskonale nadawała się na bohatera ekranu. Tym bardziej ucieszyło mnie, gdy na fali modnych ostatnio powieści patriotycznych, Marek Czerwiński – żołnierz, myśliwy i humanista w jednej osobie – wrócił do postaci Stanisława. I poszerzył jego historię – do sporych rozmiarów powieści.

czerwinski
Marek Czerwiński na ćwiczeniach FIA

Uważam, że nad autentycznością wszystkich opisanych wydarzeń rozwodzić się nie należy – zwłaszcza, gdy sam autor jej nie forsuje, twierdząc że powieść to hołd dla wszystkich polskich partyzantów czasu wojny i okresu powojennego. I jest ona napisana zaskakująco dobrze – choć nie skierowana do każdego Czytelnika. Autor zdecydowanie wyrobił się językowo oraz warsztatowo, w porównaniu z dawnymi zbiorami opowiadań o strzelcach wyborowych. Oprócz szczegółowych informacji o budowie i typach broni – które są niejako wizytówką Czerwińskiego – mamy tutaj sporo gwary łowieckiej, nadającej książce specyficzny, leśny klimat. Pojawiają się też elementy działania służb specjalnych i gry operacyjnej, po części wplecione w sztukę przetrwania bohatera, a po części związane z postacią pewnego oficera wywiadu. Z kolei charakter Stanisława poznajemy po czynach, bardziej niż po opisach, co daje wrażenie obserwowania go naszymi własnymi oczami. Nawet opisy jego relacji z kobietami czyta się nieźle, co jest u Autora nowością. Wprawdzie realia życia podczas okupacji i kreacje drugoplanowych postaci nie są już takie wyraziste, ale tak naprawdę nie o tym opowiada historia. Zresztą – ile o życiu we wsiach, miastach, lub o ludzkim charakterze mógł wiedzieć myśliwy, mieszkający latami w samotnej ziemiance? Rzuca się w oczy, że bardziej szczegółowo opisane są sylwetki i cechy dzikich zwierząt, niż twarze i postury spotykanych ludzi. Te braki w postrzeganiu świata tylko jednak podkreślają specyficzną sytuację i mentalność bohatera.

czerwinski2
Marek Czerwiński na ćwiczeniach FIA

Czasami rażą jednak duże skróty czasowe. Bohater ratuje z opresji sąsiadów we wsi, rozprawia się ze szpiclem – a potem nagle następuje ponad rok „dziury”, skwitowany jednym zdaniem. Mało prawdopodobne, by tak długo panował spokój, nawet w małej wiosce czy wielkim lesie. Można odnieść wrażenie, że Autor poszerza opis tylko podczas „co ciekawszych” okresów wojny, jak kampania wrześniowa, operacja „Barbarossa”, czy wielkie operacje antypartyzanckie w 1943 roku. Trudno uwierzyć, że pomiędzy wielkimi bitwami zarówno mieszkańcy wsi, jak i partyzanci mogli żyć bez przygód. Drugim mankamentem książki są nieznaczne literówki, ewidentne braki podczas korekty. O ile przekręcone słowa są jedynie zabawne, o tyle pomyłki w liczbach oznaczających model broni mogą wprowadzić w błąd nieobeznanego z tematem Czytelnika.

Podsumowując wyjaśnię opinię, że nie jest to książka dla każdego Czytelnika. Pasjonaci wojskowości, historii, survivalu, czy łowiectwa na pewno ją polubią. Natomiast mnogość szczegółów związanych z budową i działaniem broni oraz fachem myśliwego może znudzić osobę nastawioną na szybką akcję w stylu „Bękartów wojny”. Nie uświadczymy też psychoanaliz, ani sieci skomplikowanych relacji międzyludzkich, a moralne rozterki są ledwo wspomniane. U Stanisława wszystko jest proste – jak krzyżujące się nitki celownika. Należy też pamiętać, że bohater to literacki pomnik dla rzeszy bezimiennych bojowników o wolność Polski. Jego charakter jest więc niemal nieskazitelny, mocno idealistyczny – a umiejętności bywają nadludzkie. Wiele opisanych sytuacji wymagałyby ogromnego szczęścia i całych lat treningu, by wyjść z nich cało. Nie polecam też przeszukiwania archiwów w nadziei natrafienia na ślad Stanisława. Tak dobry tropiciel nawet tam śladów nie zostawia. Zostawi je za to w Waszych umysłach, to mogę zagwarantować.

czerwinski3a

J