Niedawny wypad na strzelnicę stał się przyczynkiem, do historii o tym, że własna broń to także, czyszczenie i konserwacja, co może być nie mniej emocjonujące niż samo strzelanie. Przy okazji będziecie mieli szanse uświadomić sobie jak wiele zmieniło się w konstrukcji współczesnych pistoletów, dzięki „plastikowej rewolucji” zapoczątkowanej przez Gastona Glocka.
Ale zacznijmy od początku. Na początku grudnia, w ramach Sekcji Wyszkolenia Strzeleckiego FIA, spontanicznie postanowiliśmy zorganizować trening i wypróbować najnowszy nabytek Sowy, czyli Glocka 17 gen4. Dodatkowo połączyliśmy to z rozpoznaniem nowego obiektu na strzeleckiej mapie Warszawy (a właściwie trochę poza nią), czyli strzelnicy w Górze Kalwarii. Zebrało się nas  trzech (Sowa, Struś, Kąkord) i w takim składzie udaliśmy się postrzelać. Dopisywał nam humor i szczęście, bo pomimo braku rezerwacji (chętnych do strzelania w Polsce przybywa) znalazło się dla nas miejsce na osi. Zgodnie z przygotowanym wcześniej planem przećwiczyliśmy procedury bezpieczeństwa podczas prowadzenie treningów z broni krótkiej oraz wykonaliśmy kilka serii ćwiczeń strzeleckich. No i oczywiście cały czas testowaliśmy pistolety Sowy.

Jak już jesteśmy przy broni to warto poświęć jej kilka zdań, bo Co prawda okazało się, że w ostatniej chwili,  Gen4 zmieniła się w Gen3 (sprzedawca nastraszył Sowę, że najnowszy wersja Glocka, jest wybredny pod względem amunicji), ale na pocieszenie była jeszcze CZ75 .40, MAG 98 9mm i S&W 910 9mm. Ponieważ jedna osoba nadzorowała strzelania i prowadziła ćwiczenia, wykorzystywaliśmy  Glocka i CZ-tkę. Choć to chyba za dużo powiedziane w przypadku czeskiego pistoletu. Pierwsze strzelanie ujawniło, że sprzedawca pomylił magazynki, wiec pociski 0,40 niechętnie wędrowały do lufy i każdy strzał oznaczał walkę z zamkiem. Dłuższą chwile zajęło nam, nim trafnie zdiagnozowaliśmy problem, więc przy okazji przetrenowaliśmy tez dobrze obchodzenie się z zacięciami, w trakcie strzelań. No cóż, CZ-tka powędrowała do walizki. MAG 98, jako model kolekcjonerski postanowiliśmy też zostawić w spokoju i tu pojawia się bohater tego artykułu – S&W 910.

4
Klasyczna stalowa konstrukcja, z mechanizmem kurkowym i zewnętrznymi bezpiecznikiem. Zupełnie inna filozofia pracy z bronią, niż w Glocku, przysparzała nam wiele nowych doświadczeń i pozwalała docenić genialną prostotę konstrukcji z Austrii. Dodatkowym smaczkiem była blokada spustu przy braku magazynka w gnieździe – uniemożliwiało to standardową procedurę przestrzelania rozładowanego pistoletu, po sprawdzeniu go przez instruktora po zakończonym ćwiczeniu. Dyskutowaliśmy gorąco o sensowności tego rozwiązania i niewątpliwie pistolet ten mocno utkwił nam w pamięci. Jak się okazało, to był tylko wstęp do przygody, jaką przeżył Sowa przy rozkładaniu tego S&W. Na szczęście znalazł czas i opisał to specjalnie dla Was.

Jak zapewne wiecie S&W 910 to świetna broń o unikalnych rozwiązaniach;). Okazuje się, że to, co najlepsze w tym pistolecie, kryje się w głębi i ujawnia się dopiero przy rozkładaniu.

3

Nim do niego przystąpiłem, wpierw sięgnąłem do skarbnicy wiedzy, jaka jest YT i znalazłem filmik jak należy rozpocząć cała procedurę – powinno się odciągnąć zamek i wybić pin. Niby proste, ale nie jest to zrobione tak jak w mojej CZ75, gdzie zamek odciąga się tylko trochę i bez wysiłku, aby następnie pin, po delikatnej pomocy, wyskoczył niemal sam. W tym S&W trzeba odciągnąć zamek do ok. połowy długości. Co istotne, zamek odciągnięty w taki sposób, jest niemal nie do utrzymania jedną ręką z powodu bardzo mocnej sprężyny powrotnej. Nie można go też zablokować. Jedynym rozwiązaniem, jest pozwolić sobie zmiażdżyć palec, poprzez wsadzenie go w oknie wyrzutnika. Wtedy, zaciskając zęby, możemy zająć się pinem.  No cóż, ja nie uważam, żebym palce miał najsłabsze (wiele lat ćwiczeń na ciężarach wzmacniających palce, przygoda ze ścianką wspinaczkową, gra na gitarze), mimo to pin ani drgnął. W końcu znalazłem jakiś pręcik, którym wspomogłem się przy walce. Pin trochę wyszedł, ale nie to, żeby wypadł. On tylko delikatnie „schował główkę” , po czym wykorzystał moment, gdy zdrętwiałymi już palcami chciałem go wyjąć i schował się z powrotem na miejsce, jak tylko zamek odrobine cofnął mi się w rękach. Kilka kolejnych prób i dużo cierpliwości, pozwoliły mi się go wysunąć na tyle, że zamek zablokował się i miałem wolna rękę, aby wyciągnąć pin do końca. Nic  tylko zakrzyknąć „Eureka!”. Wreszcie mogę, bez trudu zsunąć zamek. Weźcie swoje Glocki i sprawdźcie ile czasu oraz wysiłku zabierze Wam zdjęcie zamka. Jest różnica, prawda?

Wróćmy do mojego S&W 910. Po wyciągnięciu zamka do końca, postanowiłem wyjąc jeszcze lufę. Niewiele myśląc, pociągnąłem lekko za sprężynę i wtedy wyskoczyło mi ze środka plastikowa prowadnica. Ale nie to, że po prostu wypadła na blat. Ona wystrzeliła niczym Obcy w filmie – mało nie przedziurawiła mi gitary, nie strąciła modeli samochodów i nie wpadła przez sufit do sąsiada.

No nic, człowiek nigdy nie przestaje się uczyć. Najważniejsze, ze teraz powinno być już z górki – broń rozłożona i wyczyszczona, więc wystarczy ją już tylko złożyć. No i tu się zaczęły prawdziwe schody.  Aby wsadzić zamek na prowadnice nie trzeba wiele wysiłku, natomiast, aby go wsunąć do końca zaczyna się cała skomplikowana procedura, niczym otwieranie pierwszy raz w życiu zamka wytrychem. Wpierw na naszej drodze pojawia się blaszka. Ta po chwili daje się wcisnąć i można wsunąć zamek o kolejne centymetry. Tylko po to , aby napotkać kolejne dwie blaszki, które blokują zamek, dygocząc i uginając się, w jakiś skorelowany ze sobą sposób oraz nie dając się, za żadne skarby, wcisnąć. Ok. drugą blaszkę po trudach udało się ustawić i zostają do pokonania już tylko 3 cm…… ale też wspomniana trzecia blaszka. Ta okazała się Blaszkowym Bossem czającym się na końcu levelu. Jest malutka, ostra i bardzo blisko kurka. Po kolejnej przegranej próbie, jeszcze raz dokładnie obejrzałem film na YT i znalazłem poszukiwaną informację: aby blaszkę wcisnąć, należy mieć spuszczony kurek.  No nic prostszego mówicie: „Sowa wciśnij spust i już”. No w S&W 910 nie ma tak łatwo, bo jest genialna blokada magazynkowa, która tak denerwowała na strzelnicy. Oczywiście mamy dźwignię zwalniania kurka, ale problem polega na tym, że jest ona na zamku, który właśnie trzymam w ręku, a Amerykanie jeszcze nie zastosowali bluetootha, pomiędzy dźwignią, a kurkiem (albo ja, mam tańszą wersję tej broni). Finalnie, już nie pamiętam, czy użyłem w tym celu magazynka, czy udało się przy pomocy innej kombinacji, ale spust się w końcu poddał i kurek został zwolniony. Wróciłem do gry! A raczej do starych, blaszkowych problemów. Teraz trzeba było JUŻ TYLKO wcisnąć 3-cią blaszkę i wsunąć zamek do końca. Ale w S&W 910, nie ma prosto – blaszka jest mikro wielkości i znajduje się przy samym kurku w taki sposób, że gdy ten jest w pełni zwolniony (o co moment wcześniej walczyłem), to nie da się jej nawet dotknąć! Tak, więc trzeba jedną ręką wsuwać zamek walcząc ze sprężyną, drugą manipulować przy odciąganiu kurka, no a trzecią… no właśnie, trzeciej zabrakło, więc wykałaczka w zęby i do dzieła! Musiało to komicznie wyglądać z boku, ale w końcu moim profesjonalnym narzędziem z drewna, udało mi się wcisnąć ostatnią blaszkę i cofnąć zamek.

1
Aż z niedowierzaniem patrzyłem, jeszcze przez jakiś czas, na w pełni złożoną broń i czekałem, kiedy rozleci się na części. Tak – polecam ten pistolet do czyszczenia w warunkach polowych. Pomimo całej tej historii, nadal bardzo lubię mojego S&W910 i darzę go jakimś niewytłumaczalnym uczuciem. Chyba trochę na zasadzie własnego dziecka, które może być niesfornym urwisem, ale i tak je kochamy całym sercem.

FIA Sowa
FIA Kąkord

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.