Kurs Piechoty 20110312-13
Mrozy k / Siedlec
Organizatorzy: Instruktorzy ZS Strzelec OSW, Ruch na rzecz Obrony Narodowej, JS1009 Mińsk Maz.
Organizatorzy FIA: ErTo, Praetor

Kurs Piechoty w Mrozach został zorganizowany przez instruktorów ZS Strzelec OSW. Agenda Kursu Piechoty obejmowała zajęcia praktyczne oraz teoretyczne z zakresu działań lekkiej piechoty, które miały zakończyć się egzaminem drugiego dnia ćwiczeń.
Na pierwszej odprawie, zaraz po przyjeździe do bazy noclegowej mieszczącej się w szkole podstawowej im. Romualda Traugutta, każdej z drużyn został przydzielony instruktor z ramienia "Strzelca". Był on odpowiedzialny za przeszkolenie podległej mu drużyny w trakcie ćwiczeń. Po krótkiej odprawie nastąpił jednogodzinny wykład, który poprowadził inspektor Makowiec.

Dotyczył battle drills, czyli zasad działania sekcji w określonych sytuacjach bojowych. Przez tę jedną godzinę została nam przekazana elementarna wiedza odnośnie reagowania na kontakt w różnych sytuacjach takich, jak bunkier czy zasadzka. Przedstawiono nam manewry, jakimi możemy się posłużyć w trakcie kontaktu oraz wyjaśnione ideę posługiwania się battle drills. Potem czekały nas już tylko ćwiczenia praktyczne w okolicznych lasach, gdzie w życie należało wcielić teorię przekazaną przez inspektora Makowca.

Do zmierzchu wszystkie drużyny dzielnie ćwiczyły pod czujnym okiem instruktorów. Przerabialiśmy wszystkie schematy przedstawione na wykładach, a jeśli mieliśmy dość czasu, to były pokazywane nam czasem nadprogramowe rzeczy. W szkoleniu pomagali nam także pozoranci pełniący rolę naszych "kontaktów". Było to bardzo pomocne, bo dzięki temu nie nacieraliśmy jedynie na kawałek lasu, a na żywych ludzi. Ponadto do dyspozycji każdej drużyny były też granaty dymne oraz petardy. Niestety, nie mieliśmy możliwości oddawania strzałów, a jedynie ich markowania. O ile pozoranci zwiększali realizm naszych ćwiczeń, o tyle bycie na kodach na nieśmiertelność zdecydowanie działało na niekorzyść realności. Jednakże warto nadmienić, iż Kurs Piechoty miał na celu przede wszystkim nauczenie tych podstawowych umiejętności reagowania na kontakt i to zadanie zostało wypełnione, przynajmniej dla mnie, rekruta, który dopiero wszystkiego uczy. Sądzę jednak, że nawet doświadczeni FIAcy wynieśli całkiem sporo z tego szkolenia, mieli przede wszystkim wiele godzin do wykorzystania na szlifowanie zdobytych wcześniej umiejętności.

Po intensywnych ćwiczeniach nastąpił czas na przerwę obiadową oraz drugą część wykładów. Dotyczyły one organizacji oddziałów lekkiej piechoty, ich uzbrojenia oraz czynników wpływających na zwycięstwo na polu bitwy. Ta część wykładów była prowadzona przez inspektora Makowca oraz podporucznik Mroszczyk. Potem mieliśmy czas wolny, który postanowiliśmy wykorzystać na ćwiczenia. Zachęceni przez inspektora Makowca przećwiczyliśmy jeszcze raz wszystkie manewry na skróconych odległościach. Do dyspozycji mieliśmy cały teren wokół szkoły. Zdecydowanie pomogło nam to wszystkim utrwalić zdobyte wiadomości, których sprawdzian miał się odbyć w niedzielę.

Pobudka 6:00 rano drugiego dnia ćwiczeń, wszyscy przygotowują się do wyjścia na egzamin. Nikt się nie denerwuje, pomimo tego, że forma egzaminu nie jest nam znana. Po krótkiej odprawie wyruszamy znów do pobliskich lasów, jednakże sprawdzian odbywał się w trochę innym miejscu niż ćwiczenia dnia poprzedniego. Egzamin miał bardzo prostą formę – drużyna, której miała nadejść kolej dostawała informacje od któregoś z instruktorów lub drużynowej, odnośnie kierunku marszu. Na sygnał zaczynała ruszać. Nawet jeśli domyślaliśmy się tego, jakie będą zadania, to nie wiedzieliśmy, które dostaniemy najpierw. Zadań było łącznie trzy. Po każdym następował komentarz instruktora, który zlecił dane zadanie i ewentualnie następowało jego powtórzenie, jeśli pojawiło się zbyt dużo błędów. Wszystkie drużyny FIA z powodzeniem zdały ten egzamin. Kiedy było już po wszystkim, udaliśmy się z powrotem do bazy noclegowej, gdzie nastąpiła odprawa, a następnie powrót do Warszawy.

Podsumowując, uważam że program Kursu Piechoty został przez nas w pełni zrealizowany. Zarówno rekruci jaki i członkowie FIA wyciągnęli coś z tego szkolenia dla siebie. Pomimo tego, że wielu FIAkom brakowało strzelania, to uważam szkolenie za naprawdę dobrze zorganizowane i cenne dla nas. Dało nam narzędzia, które z powodzeniem możemy wykorzystać na własnych szkoleniach oraz zmodyfikować podług potrzeb oddziału. Ponadto poznaliśmy kilku fajnych ludzi, co może zaowocować późniejszą współpracą. Duża ilość ćwiczeń pozwoliła nam utrwalić świeżo nabyte umiejętności, a także zweryfikowała naszą kondycję, zwłaszcza osób biorących udział w kursie bojowo-kondycyjnym. Innymi słowy, szkolenie, które odbyliśmy ze "Strzelcami" uważam za jak najbardziej udane, pomimo drobnych niedogodności. Poza tym jest o tyle ważne dla nas, iż jako grupa ludzi zajmująca się ASG, mieliśmy okazję odbyć szkolenie organizowane przez Ruch na rzecz Obrony Terytorialnej, a jak stwierdził mądrze Czubaka na forum, jest to dla nas milowy krok.

FIA Rekrut Nikola

Poniżej przedstawiam listę pricelessów, bez których relacja ze szkolenia byłaby niepełna:

SZACH
Przerwa pomiędzy ćwiczeniami, nasz instruktor coś nam tłumaczy. Jakieś poruszenie za nami. Widoczność dobra. Biegnie takich dwóch z Silvanem na czele i co chwila skradanka, pach za drzewo… bieg… pach za drzewo. Podbiegają w końcu do nas i słyszę …. kur… to nie ci – salwa śmiechu z naszej strony.

SASZA
1.
220 pompeczek pierwszego dnia (a żeby szkoły nie zamknęli byłoby i więcej) i 80 drugiego razem równe 300) Sekcja paląca, wiecznie ćwicząca!
2.
Stoję sobie przed szkolą ,popalam pecika, bawię się z pieskiem (husky), Basaj składa się do tłoczenia pompeczek, a tutaj nagle piesek się zrywa, podlatuje do Basaja, i zaczyna go nosem tykać w szyję, w usta, w uszy, skakać po nim, próbując mu pomóc.

STAN
Dzień pierwszy, już szarawo. Jest nas 12, dowodzę ja (Sosna), MAKu drugą sekcją (Brzoza).
Skończyliśmy pościg za pozoracją (odkrzyknięty koniec ćwiczenia), sekcja MAKa zajmowała się sprawdzaniem trupa, moja sekcja rozłożona ok 80m od nich. Zostawiam na chwilę Sosnę (virtualnie dowodzi Chmielu, mnie postrzelił zaniedbany ranny wróg) i idę zebrać granat ćwiczebny w okolicy sekcji MAKa. Nagle od strony Sosny dobiega gardłowa kanonada, huczą petardy, "kontakt, kontakt!". Chłopaki MAKa jakby we śnie, tak przyzwyczajeni do strzałów w lesie że początkowo nie reagują.
Pytam MAKa: Co tu robicie, wasi się strzelaja z kimś?
– jak to strzelają?
– no zobacz – mówię wskazując na sosnę w głębi lasu.

MAKu pogalopował do nich mrucząc pod nosem "co sie tam k.. dzieje"
Nie mija minuta i widać już że nasi się wycofują, Chmielu cofa Sosnę za naprędce rozstawioną Brzozę, słychać "Sosna gotów!" "Idę!" Brzoza idź" itd. W kilka chwil piknik zamienia się w skoordynowaną parusetmetrową ucieczkę, a potem w Alamo w kręgu powalonych pni. Udaje się nam utrzymać, wciągamy skrzydło atakujących strzelców pod lufy. biorą nas za swoich i podchodzą pod granaty.
Na koniec idę znów zebrać granaty ćwiczebne , gubię jeden ale za to znajduję fotoobiektyw Czubaki wart 1000 moich granatów.
To była chyba najfajniejsza akcja pierwszego dnia w 2 drużynie ćwiczebnej.

CZUBAKA
Skończyłem robić zdjęcia z jedną grupą i wracam z powrotem do początku, czyli w stronę grupy insp. Makowca. Po drodze mijam Strzelców i powoli na słuch wykrywam wesołą grupę insp. Mroszczyka. Nagle wybiega na mnie pozorantka w czapce mudżahedina, krzycząc: "Panie fotograf, panie fotograf, pana koledzy mówią, że zgubił pan obiektyw." Wiecie jak to jest? w sekundę całe życie przelatuje człowiekowi przed oczami, a przede wszystkim mina właściciela tego obiektywu (sprzęt był pożyczony) i bardzo wysoki rachunek jaki wystawia.
No ale skoro mówią, że zgubiłem to pewnie znaleźli. Rzeczywiście torbę od aparatu mam nie zapiętą a dużo skakałem i biegałem. Robię się czerwony ze wstydu. Wiem, że będzie ze mnie polewka. Grupa ma akurat przerwę, wszyscy patrzą jak podchodzę, czekam na uszczypliwe komentarze. Zaczyna lider, czyli Inspektor: "No podobno czegoś ci brakuje w asortymencie", czy coś w tym stylu, wszyscy się rechotają. Nie chcę się łatwo poddawać, więc się odcinam: "A co zwinęliście mój obiektyw, który zostawiłem sobie specjalnie, żeby go nie nosić bo ciężki?" Spodziewam się jakiś karnych pompek albo coś, więc gram twardego i unikam wzroku kolegów, szczególnie, że nie w głowie mi żarty, bo jestem już ledwo żywy. Dopiero historia, która opowiada mi Stan, totalnie zmienia moje samopoczucie. Okazuje się, że w czasie jednego z ćwiczeń, Stan rzuca granat ćwiczebny, który odbija się niefortunnie od drzewa i upada gdzieś pod krzakiem. Podchodząc w poszukiwaniu swojego granatu, Stan ze zdumieniem widzi, że ten upadł dokładnie obok mojego obiektywu. Przyznaję z uśmiechem i szokiem: "Głupi ma zawsze szczęście" szczerze mówiąc czegoś podobnego jeszcze nie doświadczyłem.

YAHOO
Pierwsza drużyna ustawia się do zadania. Instruktor każe nam ruszać w danym kierunku. Nie wiemy kompletnie co nas czeka. Idziemu dwoma klinami. Prowadzi sekcja Brawo. Za nią sekcja Alfa osłania tył i flanki. Nagle kontakt z przodu! Padamy na pysk. Sekcja Brawo otwiera ogień. Zaczynają spływać meldunki. "Kontakt! Dwunasta! Sto pięćdziesiąt metrów!" Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Cholera – za dużo ich. Odwracam się i zdzierając nadwyrężone gardło krzyczę: "Alfa! Zrywamy! Roluj w prawo!" Otrzymuję potwierdzenie i zaczynamy się ostrzeliwać czekając na znak od Alfa, że są na pozycji do osłony. Czas dłuży się niemiłosiernie. Walczę z chęcią dopytywania się co chwilę przez radio dowódcy Alfy jak sytuacja i kiedy będą gotowi? Strzelamy. "Basaj! Przygotuj dym!" Basaj przestaje strzelać i pod osłoną Saszki wyciąga i "uzbraja" ekran dymny. Odkłada przed sobą na ziemię, podnosi karabin i dalej strzela w stronę przeciwnika. Co chwilę słychać meldunki o zmianie magazynków. Idealnie się to wszystko składa. Jednocześnie przynajmniej połowa sekcji Brawo prowadzi ogień osłaniając pozostałą część pierwszej drużyny.

Po reorganizacji i podsumowaniu ruszamy dalej na punkt odprawy na kolejne zadanie. Nie ma luzu. Dryl jest dryl. Kolumna rozproszona po ścieżce. Alfa przodem. Ruszamy. Po przejściu kilkudziesięciu metrów nagle słyszę "Kontakt z przodu! Sto metrów!". Wszyscy padają na pysk. Zalegamy na chwilę. Szybka decyzja. Krzyczę do przodu "Australia! Australiaaa!". Od razu dwóch pierwszych z Alfy zaczyna strzelać, po czym ten z przodu podrywa się i rusza biegiem do tyłu pomiędzy kolegami. Słyszę tylko jak rzuca do odwróconych do tyłu Endera i Domino: "Ostatni!". Po chwili biegnie już następny i następny i następny. Do jasnej cholery! Szkoda, że nie mamy drugiej świecy dymnej. Ze skracającego się przodu kolumny cały czas słyszę odgłos naszej broni. Nagle z tyłu zjawia się instruktor i słyszę głośne "Przerwać ćwiczenie!!" po czym jak mnie mija słyszę ciche: "Nogi im z dupy powyrywam. Mieli was nie ruszać".

Przechodzimy na miejsce odprawy przed drugim zadaniem. Automatycznie obrona okrężna całą drużyną. Wewnątrz perymetru instruktor podaje kierunek i założenia zadania. Mamy dążyć do zniszczenia wszelkiego oporu. Znowu ruszamy drogą. Kolumna rozproszona. Tym razem prowadzi Brawo. Nagle kontakt na 1400! Padamy. Czy to bunkier? Czy tylko okop z dwoma strzelcami? Nie mogę tego jasno określić. Zdawkowe meldunki o kontakcie. Trudno. Trzeba działać. "Brawo! Ognia! Alfa! Atakuj!". Zalegamy i strzelamy. Lecą granaty. BUM! BUM! Nikt nie dostał. Próbuję się podnieść aby ocenić sytuację. Nic z tego. Kule świszczą za blisko hełmu. Widzę kontem oka jak Alfa flankuje punkt oporu z prawej. Słyszę granaty. Strzały. Alfa jest już prawie na pozycji wroga. "Brawo! Przenieść ogień w lewo!". "Tajest! Przenieść ogień w lewo!". Drzewa mi zasłaniają ale widzę i słyszę, że coś się tam dzieje. Jakaś niespodziewana wymiana ognia. Bunkier (?) dalej strzela, ale słabiej. Co się stało z Alfą? Zabili ich wszystkich? Zastanawiam się co robić. Nagle słyszę pełen emocji meldunek Alfy przez radio, z którego prawie nic nie rozumiem – zakłócenia w eterze. Jestem już spokojniejszy. Jeszcze żyją. "Alfa powtórz!". Znów meldunek. Rozumiem tylko "… DOŁĄCZCIE…". Pewnie się bronią. Ostrzeliwują. Trzeba do nich! Szybko!. "Vitez! Rolujemy do tyłu! Dawaj! Dawaj! dawaj!". Basaj, Sasza, Domino i Ender ciągle strzelają. "Gotów! Basaj! Sasza! W tył!". "Gotów!". "Ender! Domino! Dawajcie!". "Gotowi!". Po cofnięciu się do punktu w którym Alfa zaczęła manewr flankowania ruszamy ich śladami. "Sekcja Brawo. Za mną". Biegniemy kilkadziesiąt metrów i padamy na glebę. Wypatrujemy ruchu. Nagle słyszę w radiu: "Brawo! Jesteśmy pięćdziesiąt metrów przed wami! Dołączcie!" Morda mi się cieszy. Opanowali sytuację. "Brawo! Za mną!". Wpadamy pomiędzy drzewka. Widzę dwa wrogie trupy. Nasi cali. Półperymetr rozstawiony. Szybko dopełniamy do okrężnej. Widzę Silvana, który zbiera meldunki od ludzi. Szybkie sprawdzenie statusu, reorganizacja i … koniec zadania. Podsumowanie naszych akcji i gratulacje. Egzamin zdany.
Wracamy spokojnie całą drużyną (kolumną rozproszoną) na miejsce startu, gdzie mamy okazję podzielić się między sobą uwagami i spostrzeżeniami z odbytego egzaminu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.