Znów w akcji

Mieliśmy za sobą ładnych parę miesięcy szkolenia unitarnego w jednym z krakowskich stowarzyszeń, a mimo to na kurs bazowy FIA jechaliśmy z niepewnością. W prawdzie słyszeliśmy dużo pozytywnych relacji a BOSMAN osobiście współpracował z nimi przez chwilę, niemniej nauczony poprzednimi doświadczeniami podchodziłem do tych relacji sceptycznie.

Na miejsce dotarliśmy nad ranem. Noc jeszcze otulała przycupnięte pod drzewami na parkingu samochody, gdy wtoczyliśmy się na miejsce zbiórki. Patrzę na zegarek, mamy jeszcze godzinę – idziemy w kimę.

Zbudził nas ruch w około samochodu – metalowy grzechot wypakowywanego oszpejowania – obóz powoli się budził. Walcząc z poranną sennością zrzuciliśmy cywilne ciuchy przeobrażając się w „leśną brać”. Nim zdążyliśmy dopić kawę szkolenie ruszyło z kopyta. Szybkie ogarnięcie plutonu, zapoznanie się z jego składem, dowódcą i wymarsz na apel. Z satysfakcją spoglądałem na wznoszącą się nad naszymi głowami biało-czerwona flagę i rozpierała mnie duma, że mogę stać w mundurze pośród ludzi, z którymi przyjdzie mi dzielić dole i niedole „wojskowego” życia. Szybkie przywitanie, zapoznanie z programem szkoleniowym i – ooogień nie ma czasu dla maruderów. Grafik jest zbyt napięty.

Naginamy plutonami na sale wykładową.

TEMAT: REGULAMINY; – organizacja pododdziału, cedowanie informacji, raportowanie – podział na buddy teamy uwzględniając miejsce zamieszkania, utalenie sieci alarmowej – umocowanie dowódców sekcji, drużyn

Reporterskim okiem ogarniam pełną sale praktycznie, nie ma gdzie palca upchnąć – siła nas – myślę – a to tylko unitarka. Przyzwyczajony do prowadzenia szkoleń przez zewnętrznych instruktorów, z satysfakcją stwierdzam, że tu wykorzystuje się własny potencjał ludzki. Jak na potwierdzenie CHĄŚNIK najciszej jak może szepce  – Popatrz oni to wszystko robią sami. Czas mija i nieubłaganie zbliża się…

TEST SPRAWNOŚCIOWY W GRUPACH

  • pomiar wagi, pomiar tkanki, podstawowe parametry,
  • brzuszki,
  • pompki,
  • bieg 3000m,
  • podciąganie

Na samą myśl o tych trzech tysiącach metrów dostaję gęsiej skórki. Jedyną pociechą są nietęgie miny moich przyjaciół z byłego stowarzyszenia. Jak to przeżyję to pompki i cała reszta są „małym pikusiem”. Widok pierwszych wybrańców nie nastraja optymizmem. Na szczęcie BOSMAN wyruszył pierwszy. CHĄŚNIK spoglądając w dal podniósł wskazujący palec w profesorskim geście i stwierdził

– Jeśli BOSMAN przeżyje to i my żyć będziemy.

Jak na zawołanie z za zakrętu wraz z pozostałymi wybiegł nasz druch. No cóż, czas i na nas; raz, dwa, trzy i poszli… . Nie będę się rozwodził nad samym biegiem, bo po cóż opisywać moją bohaterską walkę o każdy oddech i biegnącego z lekkością motylka CHĄŚNIKA, cały czas ględzącego o technice biegu. Ech, skąd on na to siły bierze?

Przekraczając linię mety poczułem ogromną satysfakcję. Czas który osiągnąłem stawiał mnie na równi z wszystkimi. Schodząc na boisko do następnych ćwiczeń w oczy rzuciła mi się nagła solidarność ludzi, którzy jeszcze przed chwilą się nie znali, byli sobie niemal obcy. Teraz dopingowali się nawzajem, pomagali w ćwiczeniach dopytywali się o wyniki, doradzali tym, którzy dopiero mają zaczynać. Gdybym wtedy zrobił zdjęcie z pewnością zatytułował bym je „Jak hartowała się stal”.

Szybki obiad i ruszamy dalej. Tym razem szkolenia praktyczne w sekcjach; podstawy TCCC, BLOS, regulaminy, postawy strzeleckie i… tu zaskoczenie. BOSMAN, CHĄŚNIK i ja „oraliśmy” zupełnie inny system strzelecki. Przestawienie się i nauczenie obecnego przysporzy nam problemów. Poza tym szkoda marnować czas jaki poświęciliśmy na jego naukę. Wyskoczył z tego mały ZONK. No, ale od czego jest dowódca plutonu. ROLAND widząc naszą motaninę zaczął coś na boku tłumaczyć prowadzącemu ćwiczenia. Po chwili nasza trójka wędruje na bok. Krótki sprawdzian naszych umiejętności i iście salomonowy werdykt: – Jeśli czujecie ten system, to ćwiczycie – to pracujcie w tym systemie. Jak mój piętnastoletni syn powiada „opadła nam kopara”. Bez przesady jest stwierdzenie, że takiej ochoty do ćwiczeń nie mieliśmy nawet podczas poprzedniego szkolenia.

Utyrani, ale zadowoleni naginamy znów na świetlicę.

WYKŁAD: CAŁOŚĆ SZKOLENIA BAZOWEGO

WF: racjonalne żywienie – podstawy dotyczące żywienia. Temat morze – dietetyka, systemy ćwiczeń, podział żywności – wykład, jak każdy z nas zauważył, prowadzony jest przez instruktora FIA.

Noc na powrót otuliła szczelnie obóz i wraz z godziną 22.00 oraz regulaminem oddała nas w objęcia Morfeusza.

„KADECI”

Niemal równolegle z budzikiem do pomieszczenia wpadł ROLAND ogłaszając radosną nowinę – zbiórka za 30 minut. W pośpiechu wskakuję w mundur i na wyścigi z CHĄŚNIKIEM szukam kawy w paczce żywnościowej. Punktualnie o siódmej apel, wciągnięcie flagi na maszt i zgodnie z motto FIA „Robimy Robotę”, ruszamy.

Na początek: WYKŁAD CAŁOŚĆ – podstawy balistyki.

Nasza wspaniała „trójca” ten materiał przerabiała nie raz. Nastrzelaliśmy przez ostatni rok; strzelnice, poligony, prywatne inicjatywy, toteż z ciekawością słuchaliśmy wykładu. W sumie nie usłyszeliśmy nic takiego, czego nie mówili nam poprzedni instruktorzy. No właśnie, a przecież „ci poprzedni” byli zawodowymi żołnierzami lub funkcjonariuszami „BOR”, więc wygląda na to, że tu FIA-cy dysponują równie głęboką wiedzą i podkreślają:

-sprawdziliśmy to na strzelnicy… – sprawdziliśmy to na… sobie! – no, nie ma to jak autopsja, zwłaszcza jeśli chodzi o gaz pieprzowy.

Ledwo opuściliśmy salę wykładową i zdążyliśmy się „oszpejować” instruktorzy zaczęli przekuwać teorię w praktykę:

ĆWICZENIA CAŁOŚCIĄ BLOS/MANUAL – ćwiczenia praktyczne – postawa stojąca, – postawa leżąca, – ostrzał z tyłu, z lewa, z prawa – i nie minęło 30 minut a zryliśmy glebę lepiej niż stado odyńców.

Po tym szybkim „przeoraniu”, wytrzepując piach z wierzchu munduru i spod niego, udaliśmy się na :

TAKTYKA – ĆWICZENIA TEORETYCZNE W PLT.

Na koniec pluton podzielono na sekcje i ROLAND przydzielił funkcje. Uśmiech zagościł na mojej i CHĄŚNIKA gębie gdy na dowódcę naszej sekcji wyznaczono BOSMANA. I to nie z racji naszej przyjaźni, ale raczej na myśl co będzie musiał przejść mając nas pod swoją komendą, zwłaszcza gdy do naszej „kompaniji” dołączy przebywający obecnie w Islandii GONZO.

Szybki obiad (parę godzin później nieomal napadliśmy miejscowy sklep spożywczy w poszukiwaniu czegokolwiek co nie jest z puszki czy zasuszone) i wymarsz do lasu:

TAKTYKA  ĆWICZENIA PRAKTYCZNE W PLUTONIE.

Rozdzieleni na dwie sekcje dymamy po lesie ćwicząc rozdaje szyków na przemian z obroną okrężną i hakiem. Będąc nawigatorem w raz z HELLOWEENEM pełniącym funkcję czujki staramy się bezpiecznie przeprowadzić resztę chłopaków. W około spokój i cisza jak makiem zasiał, można rzec „patrolowe nudy”. Dostaję polecenie od ROLANDA by wykonać „hak” lub jak też zwą go inaczej „psi ogon”. Zagłębiam się w gęstwinę szukając dogodnego miejsca, z lewej strony tuż za młodnikiem wyłania się piękny rów porośnięty borowiną i niedużymi krzakami. Bingo – dokładnie o to chodziło. Ustawiam chłopaków do obrony okrężnej, a sam czekam na drugą sekcję.

Zadanie wykonaliśmy niemal wzorowo, Gdy ROLAND objaśnia nasze niedociągnięcia, dostrzegam ruch jakieś 30 metrów od nas,. Najwyraźniej któryś z plutonów zapędził się podczas szkolenia w nasz rejon. Nakazuję ciszę i wszyscy zalegamy w rowie. „Zielone ludziki” idą wprost na nas, gdzieś po plecach przechodzą ciarki podniecenia sytuacją. Nasz „cel”, nieświadomy, pcha się wprost po lufy naszych dwóch „pekasiek”. Sytuację dopiero stabilizuje ROLAND, wychodzi z ukrycia nie zdradzając naszej pozycji, za to informując nowo przybyłych, że… właśnie stoją przed lufami dwóch karabinów maszynowych i dziesięciu „kałachów” – uff peszek.

Za wcześnie, ale skoro nadążyła się okazja to przećwiczymy „rozpoznanie”. Z miną zdobywcy Berlina krzyczę – Stój, kto idzie? Podejdź do rozpoznania!!! Nie muszę dodawać, iż przez resztę zajęć „michy” nam się uśmiechały, w końcu bądź co bądź był to już nasz las.

APEL KOŃCOWY

Wręczenie naszywek, podsumowanie ćwiczenia. Wychodząc na drogę ktoś z nas rzucił – Wyrównać, równy krok, niech widzą że idzie trzeci pluton. BOSMAN od razu podłapał wydając komendę – Lewa, lewa, lewa.

Staliśmy plutonami, nad nami muskana lekkim wietrzykiem unosiła się biało-czerwona flaga. Byłem zmęczony, ale duszę wypełniała satysfakcja z naprawdę dobrze wykonanej pracy. Z zamyślenia wyrwała mnie komenda wydana przez AGAPOWA. Wraz z chłopakami z plutonu występuję z szyku. Stajemy na baczność, wyczytanie pseudonimów, uroczysta nominacja i wręczenie naszywek kadetów.

Tak, od teraz jesteśmy kadetami FIA „Wierni w gotowości pod bronią”

FIA SKURA