Chodziła mi po głowie ostatnio taka myśl żeby pójść na żywioł i spontanicznie wyjść gdzieś na nocne bytowanie do lasu. Gromadziliśmy w FIA wyposażenie pod tym kątem. Należało zobaczyć jak działa ono w praktyce.

Nadarzyła się okazja. MilSim Wojna z Terrorem – dosyć atrakcyjna formuła zaproponowana przez Pythona. Kłopot w tym że termin tego MilSima wypadał równo tydzień po treningu FIA co praktycznie czyniło go nieosiągalnym dla większości z powodu WK. Udało mi się uzyskać pozwolenie od żony na wyjście (nie bezinteresownie – 1 wyjście na MilSim w Zielonce = wyjazd do Luxemburga dla żony). W ostatniej chwili próbowałem namówić jeszcze kogoś z naszych ale ostatecznie stanęło na tym że idę sam.

Ustaliłem z organizatorami naszej strony że przydzielą mi misję dywersyjno rozpoznawczą. Zależało mi na tym z jednego podstawowego powodu. Nie wiedziałem kto dowodzi i nie znałem planu działań, wiedziałem że będą ludzie z różnych środowisk i spodziewałem się że łatwo będzie zginać w wyniku ognia własnego. Wolałem pozostawać w terenie gdzie nie występuje taka możliwość czyli na tyłach wroga.

Dotarłem na miejsce o godz. 20:10  (do gry należało wejść pomiędzy 20:00 a 22:00). Na parkingu był Mider który poinformował mnie o kryptonimach i hasłach (hasło Fabryka, odzew Kolektyw). Ja przekazałem mu informację że idę zdobyć jeden ze strategicznych punktów na tyłach wroga (w domyśle ich budynek główny) W teren misji wszedłem równo o 21:00.

Ruszyłem w drogę chcąc jak najszybciej znaleźć się na wrogim terenie. Bałem się że któryś nadgorliwy towarzysz broni wyeliminuje mnie przedwcześnie. Chciałem przedostać się na drugą stronę terenu gry i kontynuować marsz wzdłuż linii drzew. Przemieszczanie się po gęstym lesie ma tą zaletę że nawet kiedy zostanę dostrzeżony przez wroga to zwykle dzieli mnie od niego 30-40 metrów co nie pozwala mu na zorganizowanie zasadzki jak by to działo się gdyby widział mnie z 200 – 300 m. Słabą stroną tego jest fakt że wolniej się idzie i szybciej można się zmęczyć.

Na początku poruszałem się dosyć pewnie i szybko. Mając nadzieję że wojska własne  zapytają mnie o hasło zanim zaczną do mnie strzelać. Miałem się o tym szybko przekonać. Kiedy doszedłem do kępy drzew błysnęła latarka. Krótkie mignięcie. Skuliłem się i krzyknąłem „Hasło” – chwila ciszy po tamtej stronie, jakaś rozmowa i wreszcie pada – „Fabryka, odzew” – i tu klops. Kurcze, co to było za słowo, coś związane ze społecznością, kompletna pustka w głowie. „Odzew” tym razem bardziej stanowczo,  „Poczekaj” – rozpaczliwa próba kupienia sobie czasu. Wreszcie przypominam sobie to słowo, sprawcę wszystkich kłopotów – „Kolektyw” – uffff. Podchodzę do sojuszników (później dowiedziałem się że to Bobry Wojny) chwilę rozmawiamy. Mówię im gdzie idę, poprawiam oporządzenie i ruszam dalej. Od tej chwili mam pewność przede mną już tylko wróg.

Od razu zmienia się sposób poruszania. Dwadzieścia kroków marszu, chwila nasłuchiwania, następne dwadzieścia kroków i znów słuchanie. Jest zimowa noc, są chmury ale odbija się od nich poświata pobliskich miast, do tego śnieg. Poruszająca się sylwetkę w tych warunkach można w otwartym terenie zobaczyć z 200 metrów. Idę lasem, zawsze blisko krawędzi żeby obserwować otwarty teren. Kompasu nie używam bo nie sposób się zgubić w takim miejscu. Wystarczy znać mapę i zapamiętać kilka charakterystycznych punktów terenowych.

Często przystaję i nasłuchuję. W pewnej chwili dochodzą mnie odgłosy walki. Przyśpieszam. Do póki trwają mogę sobie pozwolić na szybszy marsz. Z pojedynczych głosów wyławiam zdanie o braniu jeńców. Domyślam się że pierwszy przyczółek padł.

Chcę nawiązać łączność i skontrolować mapę. Znajduję gęstszy las, ściągam plecak, wyciągam z niego bluzę. Nachylam się i zarzucam bluzę na głowę żeby nie było widać światła jak poświecę na mapę. Potem wyciągam radio i próbuję nawiązać kontakt z Miderem (moim bezpośrednim dowódcą) – bez rezultatu. Ruszam dalej.

Staram się nie śpieszyć zbytnio. Kiedy zmuszony jestem do przejścia po otwartym terenie robię to największą ostrożnością. W każdej chwili mogę natknąć się na wroga. Kiedy idę przez las co jakiś czas dostrzegam ośnieżone jałowce, w nocy wyglądają jak sylwetki ludzi czasem muszę przystanąć i chwilę poobserwować żeby mieć pewność że to nie człowiek.

Dochodzi 2:00 kiedy docieram  do celu. Jestem tak skoncentrowany na zadaniu  że zapominam o jedzeniu które przygotowałem na misję. Po skończeniu okazało się że jedyne co spożyłem to 1 litr gorącej herbaty z cytryną którą zabrałem w termosie. Przejście 2,5 km zajęło mi 5 h wracając podobny dystans pokonałem w 45 min.

Wchodzę na tyły budynku który jest moim celem Wyposażony w noktowizor prowadzę obserwację budynku.  Żadnych oznak życia. Niecałą godzinę obserwuję i nasłuchuje zanim decyduję się na podejście do budynku. Drogę do budynku pokonuję powoli. Spodziewam się że nasz wróg wybrał plan ofensywny, rzucił wszystkich do natarcia a budynki zaminował. Pokonując trasę do budynku dokładnie sprawdzam czy nie ma potykaczy. Kiedy dochodzę do budynku z okratowanego okna padają strzały. Słychać je z głębi. Padam momentalnie na ziemię ułamek sekundy na zastanowienie (nie trafiło mnie) roluję się przez plecy jednocześnie otwieram ogień do okratowanego okna. Podnoszę się dopadam do ściany. Przy samej ścianie jestem bezpieczny. Przesuwam się, dochodzę do otworu strzelniczego w ścianie. Oddaję kilka serii do wewnątrz. Wracam, kilka serii do okna z kratą. Wymieniam magazynki i strzelam kolejno do wszystkich okien. Z wnętrza słyszę jak ktoś podaje informację przez radio „Atakują nas, jeden lub dwóch”.  Na zewnątrz wypadają granaty. Na szczęcie wystarczy schować się za róg żeby uniknąć trafienia. Podczas strzelania do otworu strzelniczego słyszę czyjś jęk. Ktoś dostał. Kiedy zostają mi dwa magazynki robię odskok i wracam na miejsce gdzie zostawiłem plecak. Myślałem o tym żeby jeszcze raz podejść do budynku i poterroryzować nieprzyjaciela ale ryzyko że dostanę przy podejściu kulkę było za wysokie. Kiedy wybiła 4:00 skierowałem się powrotem na parking. Nie udało mi się zająć budynku wroga.

Później dowiedziałem się że byłem jedynym który został przy życiu z „czerwonej” strony. 

  

Wnioski praktyczne z przygotowania do bytowania w warunkach zimowych

Nogi
Buty BW, nawoskowane Niwaxem + skarpety termiczne. Po ośmiu godzinach nocnej wyprawy miałem suche i ciepłe stopy. Mimo że już w pierwszych minutach wszedłem butem do wody. Nigdy nie powtórzę błędu z Tavisolty gdzie od 15:00 do 21:00 byłem w przemoczonych butach. Od tamtej pory zawsze mam porządne buty i zapasowe ciepłe skarpety.

Ocieplacz BW
Zdecydowanie nie nadaje się do założenia kiedy idzie się na patrol. Założyłem go na początku i musiałem zdjąć. Musiało by być -30 żeby zakładać go od razu. Co innego gdy się stoi lub leży na posterunku. Wtedy człowiek jest bardziej wrażliwy na mróz.  Na misji zimowej obowiązkowy element wyposażenia, może się nie przydać ale lepiej go mieć ze sobą niż nie mieć. 

Bielizna termiczna
Nie tylko kalesony i koszula z długim rękawem ale też slipy i dodatkowa bluza (xmagnus sprowadza takie szwedzkie za grosze). Dodatkowo wspomniane wcześniej skarpety termiczne, jedne na nogach drugie w plecaku. Na bieliznę nałożony miałem mundur spodnie i bluza. Na bluze parkę. Na nogi dodatkowo spodnie Goretexowe. Na wszystko maskalat zimowy. Niestety wilgotnieje od śniegu więc Goretex pod spód konieczny. 

Maskalat
Dostępne są dwa maskalaty BW
– Maskalat dwuczęściowy – spodnie i bluza. Można go nosić dwustronnie jako cały biały albo w ciemne plamy. Niestety na wierzch zakłada się oporządzenie które osłabia jego walory maskujące. Ma dwie kieszenie, lewą zewnętrzną i prawą wewnętrzną. Czasem można dostać rękawice taktyczne w kolorze białym w komplecie. cena 95 zł
– Peleryna – zarzucana na wierzch na oporządzenie, można ją związać w kroku . Lepiej maskuje sylwetkę (również z oporządzeniem) ale utrudnia dostęp do rzeczy w oporządzeniu, czepia się gałęzi i przeszkadza przy czołganiu. Łatwiej ją rozerwać. cena 25 zł

Czapka
Jakiś czas temu zdecydowaliśmy że zimą będziemy używać czapki uszatki BW (-110 do lansu). Wygląd ma obciachowy ale za to ciepło w głowę. Na czapkę w celach maskujących naciągnąłem białą kominiarkę. Początkowo założyłem kominiarkę na twarz ale parowały przez to okulary. Poza tym nie było aż tak zimno. Wolałem też nie mieć przykrytych uszu materiałem żeby móc ostrożniej przemykać się na terenie wroga. Kiedy szedłem w trakcie misji ok 1:00 zaczął wiać wiatr z północy (prosto w prawe ucho). Zaciągnąłem sobie czapkę na uszatkę na prawe ucho i szedłem z jednym odkrytym i jednym przykrytym. Kiedy się zatrzymywałem nasłuchiwałem tylko lewą stroną. Jak wieje wiatr trzeba uważać. Znam przykład żołnierza który stojąc na warcie w ten sposób odmroził sobie ucho że mało mu go nie amputowali. 

Dodatkowo to czego nie wziąłem a odczuwałem brak. Przydał by się na misji prawy nakolannik. Niby śnieg jest miękki ale za to zimno w kolano. 

Na koniec tradycyjne trzy rzeczy które były dobre i trzy rzeczy złe

Dobre
1) Wyznaczenie sobie zadania i konsekwentna realizacja
2) Przygotowanie do warunków zimowych
3) Odpuszczenie drugiego ataku

Złe
1) Brak granatów
2) Słaba komunikacja z dowództwem
3) Niesprawdzenie możliwości zajęcia innego obiektu niż ten który był celem misji

FIA Agapow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.