Do lektury książki Adama Bednarczyka zabrałem się z dużą ciekawością, bo konflikt Jugosłowiański, o którym opowiada, toczył się dosyć niedawno i całkiem niedaleko. Pierwsze akapity tej książki utwierdzały mnie w mojej ciekawości, a Autor zapowiadał opis „prawdziwego” oblicza wojny i jego konfrontacji z wyobrażeniami jakże skrajnymi: od „Dobrego Wojaka Szwejka” do „Czasu Apokalipsy”.
Niestety książka stanowi raczej fabularyzowaną opowieść niż rzetelną relację z wojny. Być może rzeczywiście konflikt ten miał zupełnie inne oblicze niż te, o których uczymy się od naszych kombatantów czy z lekcji historii. Tym bardziej dziwi taka dziwna forma relacji – sztywne dialogi czy nienaturalnie mało szczegółowe opisy. Autor w dialogi wplata mnóstwo cytatów z języka chorwackiego, które, pomimo tłumaczenia, utrudniają lekturę. Całość opowiadania jest bliższa raczej czterem pancernym, gdzie wojna to dodatek do dobrej zabawy. Oczywiście są ofiary, ale całość działań grupy, w której przebywał Autor, wydaje się być mało profesjonalna. Wojsku brakuje koncepcji, planu, itp., natomiast na pewno nie brakuje im broni czy amunicji (strzelanie ot tak dla zabawy – !!).
Autor, z uwagi na wzięcie udziału w konflikcie po stornie chorwackiej, jest w swoich ocenach stronniczy. Jest to zaleta, chociaż, przez słaby tekst, trochę przerysowana. Pan Adam Bednarczyk ma absolutnie negatywną opinię na temat działań ONZ, dziennikarzy czy polityków, także z naszego podwórka. W książce pojawia się także kwestia żołnierzy z innych krajów niż te, które biorą udział w konflikcie – także znajdują swoje usprawiedliwienie, szczególnie walcząc z Chorwatami.
Pomimo powyższych myślę, że warto zapoznać się z książką. Chociażby po to, żeby uzmysłowić sobie jak może wyglądać „nowoczesny” konflikt zbrojny z użyciem tzw. „zielonych ludzików”.
FIA Tadeo