Rozpoczyna się milsim. O 10:00 ruszamy w teren na zasadzkę (bardzo wygodna droga z bazy przeciwnika).
10:30 wpada przeciwnik. Zasadzka zadziałała połowicznie – nikt u nich nie zginął za to zostali pozbawieni pojazdu i musieli czmychać w las. Sam nie wiem, jak im się udało. Opatrujemy rannych i ruszamy dalej (zgodnie z planem). Po 11:00 kolumna melduje kontakt z tyłu – nowy przeciwnik. Przyjmujemy walkę, potem tył się wycofuje, lewa strona flankuje, ale jakoś niemrawo. Przeciwnik napiera. My ruszamy na prawą – zapadamy w zasadzce. Dowódca każe wycofywać się głównym siłom – aż do momentu wejścia przeciwnika na wysokość zasadzki – nacieramy z krzykiem i rolujemy front przeciwnika. Momentalnie załamuje się front i widzimy pierzchających… |
Teren pościgu masakra – zaorany las – bruzdy 30-40 cm. Przeciwnik w nich pojedynczo zalega i się odgryza. Tracimy impet po 100m (zmęczenie) ale napieramy. Pojedynczo eliminujemy kilka osób (zawsze nas jest 3-4 na wroga). Jednego nawet wezwałem do poddania ale nie chciał (albo nie słyszał) – trafiony bezpośrednio dzięki obejściu – i jego okop zdobyty jak czytał kartę ran (podejście do trafionego CCS). Sprawdzam status (RC) i pozbawiam go broni, pytam o pistolet, o granat, nóż – deklaracja słowna. Atakujemy dalej – widać min jedną sylwetkę jak ucieka w las. Powracam do rannego (wzywał nawet pomocy i krzyczał że się poddaje) i opatruję mu rany. Mamy też kilku naszych rannych – reorganizacja. Czekamy w ubezpieczeniu na medevac.
Po 12:00 ubezpieczam z Makiem rejon podjęcia rannych – skrajnie na prawo. Widzimy sylwetkę – podaję hasło niewerbalne – brak odzewu. Macham do niego przyjaźnie ręką i nadaje wiadomość na radiu o nieprzyjacielu. Patrzymy na siebie poza zasięgiem. Po max 10 minutach naciera na nich nasz oddział od lewej (obejście) – widzimy jak czmycha w las. Zastawiamy z Makiem zasadzkę manewrem. Przeciwnik wchodzi w nią – podczas podchodzenia do jego pleców zdradza mnie śnieg (usłyszał) – następuje szybka wymiana ognia w ruchu obaj staramy się biegiem uniknąć trafienia (matrix) – ja zalegam w rowie za wrzosem który nie okazuje się kuloodporny i otrzymuję trafienie. Udaję trupa bez ruchu i sprawdzam kartę – fart! RL. Pętla się zaciska i atakowany z 3 stron (ja, Mak z boku, Erto+ Kevin z tyłu) zostaje wyeliminowany – w sumie otrzymuje 3 trafienia – 2 x RL i WZW. Opanowujemy teren i udzielamy mu pomocy medycznej.
Po 13:00 ja i Mak pilnujemy jeńca i perymetru czekając na medevac. W wolnej chwili dbamy o jego wygody.
Okolo 13:15 – obserwuję białego jeepa z wojskiem w środku jak mija nas (40m) przecinką. Składam meldunek.
Kilka minut potem otrzymujemy rozkaz porzucenia jeńca i patrol w kierunku w jakim pojechał pojazd.
Wracamy przed upływem 25 min i znów podejmujemy opiekę.
Przed 14:00 znów melduję pojazd – tym razem wraca.
Po 14:00 dociera do nas Erto z 4 osobami i noszami do transportu rannego. W czasie przygotowań ja z makiem osłaniamy i co – znów pojazd – tym razem otwarty stary UAZ. Decyzja dowódcy – natychmiastowa zasadzka. Zatrzymujemy pojazd i ostrzeliwujemy usmanów w środku – uznają się za skutecznie unieszkodliwionych – podbiegamy i bierzemy ich do niewoli oraz zagarniamy pojazd. Rannych opatrujemy i razem z ciężko rannym transportujemy do naszego CCP – super jazda! Jeńcy związani w środku (jeden chciał naprawdę) ja na stopniu na burcie – Mak z tyłu na zderzaku (i takiej małej pace). Super emocje! Na skrzyżowaniu melduje przez radio kontakt – dwa pojazdy 200m po prawej – my w lewo. Docieramy do CCP i przekazujemy jeńcow.
Zaczyna się marsz – idziemy bronić nasz obiekt. FIA prowadzi. Po drodze kontakt – nasi.
Na obiekcie ok 20min odpoczynku – ale nie ma czasu na jedzenie. Na miejscu jest dowódca całej nasze strony. Reorganizujemy siły, sprawdzamy stan ammo i wody.
Czekamy na ciężarówkę która ma nas dowieźć pod stanowiska artylerii wroga (zadanie wysadzić). Erto z buddym na UAZIE rusza w misji eskorty bardzo interesującego jeńca (i tyle go widzielim).
Nie mogąc doczekać się na transport ruszamy pieszo ale w kierunku naszej bazy (na spotkanie). FIA prowadzi.
Dogania nas zagubiona ciężarówka – okazuje się że łazik zniszczony przez wroga. Los naszych nieznany (MIA).
Napotykamy pojazd opancerzony wroga wraz silną eskortą (ponad 10 osób). na szczęście widzimy ich na końcu prostej drogi – odległość ponad 200m. Decyzja – ciężarówkę „podpalamy” w poprzek drogi a sami pieszo dajemy dyla i szybkim marszem odrywamy się i na piechotę bardzo szybkim marszem napieramy na wzgórze gdzie ma być pozycja artylerii. FIA prowadzi ale tuż obok nas dowódca cały czas nadaje ostre tempo i wskazuje kierunek.
Po morderczym marszu (nie wiem ile trwał – zmęczenie. Od tej pory pisze bez czasu) docieramy w pobliże – zrzucamy plecaki +5 min na złapanie oddechu. Szliśmy po mokradłach i śniegu. Ja mam (i nie tylko ja) mokre nogi. Zaczyna padać i bardzo powoli zmierzchać. Szturmujemy wzgórze – FIA prowadzi. Żabkami aż do szczytu. niewiarygodne ale nikogo nie ma. Na szczycie skręcamy w lewo i rolujemy po grzbiecie. Odnajdujemy obiekt i okazuje się że już wysadzony 🙁 Czemu zwiad nam nie powiedział?
Dwie minuty później osłona melduje kontakt – to nasi znajomi z BRDM – odrywamy się na szybko – zbiegamy po zboczu i wpadamy w śnieżne mokradła. Deszcz już nie kapie tylko pada. Część osłony nie daje rady się oderwać (2 KIA). Większość grupy ewakuuje się do plecaków. Na plecach pościg – co jakiś czas słychać serie i ci z tyłu się odgryzają. Odrywamy się dalej – część osłony odrywa się w innym kierunku. Jest już szaro ciemno i mży i z 50m nie widać czy to swój, czy obcy.
Wreszcie udaje nam się oderwać – część oddziału rozproszona. Nie ma punktu zbiórki więc nie ma jak się z nimi odnaleźć.
Przeskakujemy drogę i odwrót szybkim marszem. Nasza grupa odskakuje z 300m i zapada w las. Na radiu trwają konsultacje i wreszcie druga grupa ma samodzielnie wracać.
5min później kontakt z BRDM na drodze – leżymy 50m od drogi i ani mru mru. Mija nas i jedzie dalej.
15 min potem następuje połączenie grup – dzięki BRDM, bo oni nadali, że też ich minął.
Wspólny marsz na nasze pozycje.
W jego trakcie zakończenie milsima (ponoć zwycięstwo) – powrót na piechotę i w nocy przez błotniste drogi.
300m od gajówki (miejsce docelowe) natrafiamy na takie mokradła że brodzimy w wodzie po kostki. Nikomu to już za bardzo nie robi różnicy ;).
Jeszcze tylko przechodzimy rzeczkę w bród (do kolan) i jesteśmy.
Ta daaa!
Marsz był nieco męczący – nawet Albin powiedział że troszkę się rozgrzał 😉
Ci co nie byli niech żałują – to była misja godna dawnych tradycji FIA.
FIA Ender