We wstępnych informacjach o FIA i MilSimach czytamy: „Traktujemy je jako swoisty test zdobywanych i ćwiczonych umiejętności”.
Dokładnie tak jest i dlatego też staramy się aby symulacje militarne, w których bierzemy udział, miały jak najwyższy poziom i ciągle stanowiły dla nas wyzwanie.
Stąd też powstał pomysł MilSima Kaskada.
Duża część mojego tekstu poniżej opowiada o tym w ogóle jak doszło do powstania tego MilSima.

FIA Czubaka


Jak powstał MilSim Kaskada

Zacznijmy od początku. Jakiś czas temu zbiegły się dwa wydarzenia. Do naszego oddziału dołączył Smoku – mocno zakorzeniony w środowisku Paintballowym, ligowy Speedballowiec (dynamiczna forma sparingów drużynowych), któremu w naszej organizacji spodobało się działanie w ramach zielonej taktyki (brakowało mu lasu, błota, zimna i wielogodzinnych marszów – wariat jakiś, czy co?).
Drugie wydarzenie to mój pierwszy udział w MilSime 48h, na który pojechałem właśnie ze Smokiem i Karpatem, gdzie naszą stroną dowodził niejaki Dzius – naszemu środowisku nieznany praktycznie wcale – za to w środowisku farbiarzy znany doskonale, przede wszystkim jako członek ekipy organizującej wydarzenia pt. „BlackOps”, „KDS” i „UNIT”. Smoku wiele opowiadał o tym jak wyglądały kolejne edycje symulacji „UNIT”, a Dzius tylko dolewał benzyny do ognia. Byłem na wielu MilSimach organizowanych przez środowiska opierające się o repliki airsoftowe lub przez środowiska Strzelców, w ogóle nie używające replik strzelających – wiele wydarzeń było ciekawych, zaskakujących, motywujących lecz po 6 latach w temacie wszystko wydawało się powtarzać i popadać w rutynę.
MilSim organizowany przez paintballowców – to było coś nowego. Właściwie już zastanawiałem się jak tu skompletować cały ten zupełnie obcy mi sprzęt (co nie byłoby trudne dla jednej osoby, szczególnie, że w FIA jest ex farbiarzy kilku), dopóki nie spotkałem się ponownie z Dziusem na organizowanym przez niego, na poligonie w Wesołej, Kursie Działań Specjalnych (KDS). Tam zamiast brać udział w ciekawych szkoleniach prowadzonych przez profesjonalistów z „firm branżowych” spędziłem całe godziny na gadaniu o Unicie do momentu, kiedy nie powstał pomysł zrobienia tego MilSima, ale w edycji opierającej się na replikach airsoftowych.
Do realizacji celu pozostały dwa wyzwania. Po pierwsze – przekonać szefostwo FIA, żeby wpisać to wydarzenie jako jedno z dziewięciu spotkań obowiązkowych w rocznym kalendarzu. Po drugie – przekonać najlepsze w Polsce ekipy MilSimowe, aby stawiły się na miejsce.
Kalendarz FIA układany jest z dużą troską o to, żeby wydarzenia, w których bierzemy udział miały sens z punktu planu szkoleniowego jakiemu podlega cały oddział. Podchodzimy do naszych spraw na poważnie, wszyscy mamy życie rodzinne, prywatne, zawodowe. Marnowanie czasu i wysiłku na tematy średniej jakości nie wchodzi w rachubę.
W sumie jedynym argumentem jaki miałem w kieszeni to zaufanie. Przecież prawie nikt z FIA nie znał Dziusa, nie był na Unicie, nie znał zbyt wielu osób, które mogłyby zweryfikować opowieści Smoka.
Z przekonaniem innych ekip do tej operacji było podobnie. W końcu na co mogłem się powołać? Na zdjęcia i filmiki z Unitów porozrzucane po całym necie? Tak – po części: poprosiłem zaproszone ekipy, aby zanim podejmą decyzję o udziale – zrobiły trochę poszukiwań. Żeby we własnym zakresie podjęły się „roboty wywiadowczej”. Poza tym, co miałem? Zaufanie i reputację stojącego za mną oddziału. Dużo do stracenia.
W obydwu przypadkach udało się. Z zaproszonych ekip nie przyjechać postanowiły tylko trzy. Chętnych było wystarczająco dużo, żeby symulacja udała się na wysokim poziomie. Wyselekcjonowana grupa uczestników gwarantowała przebieg wydarzenia na najwyższym poziomie oraz brak flejmu, konfliktów i niedżentelmeńskich zachowań.
W tym do składu organizacyjnego po naszej stronie dołączyli: FIA Albin, FIA Karpat i FIA Vitez. W FIA każdy, w ciągu roku, przykłada się do organizacji któregoś wydarzenia – i ten system się sprawdza, wszyscy uczymy się ogarniać transporty, zaopatrzenie, wyposażenie etc. Sfora równolegle robiła swoją robotę organizacyjną.
Kolejnym wyzwaniem było przygotowanie uczestników do Red Systemu. System symulacji pola walki – mechanika, dzięki której możemy lepiej odwzorowywać pole walki w kontekście czerwonej taktyki i przybliżać trudy i komplikacje związane np. z ewakuacją swoich rannych bądź zabitych. System opracowaliśmy już kilka lat temu, sami używamy go na większości wewnętrznych szkoleń lecz nie jest on powszechnie używany przez ekipy MilSimowe na codzień. Jednym słowem, zależało nam na tym, aby wszyscy uczestnicy wiedzieli jak zachować się w razie otrzymania postrzału, żeby wszyscy medycy wiedzieli jak postępować w przypadku wezwania do rannego, jak wygląda poprawna procedura ewakuacji, wezwania medevacu, w jaki sposób, jeśli w ogóle, dany poszkodowany może wrócić do akcji. Na szczęście zaproszone ekipy wiedziały, że dużą część roboty odrabia się przed wyjazdem na misję, więc nikt nie marudził przy zadanej lekturze podręcznika, nikt nie płakał, że trzeba się spotkać na TeamSpeaku i obgadać wątpliwości. Ryzyko, że użycie Red Systemu nie powiedzie się zostało zminimalizowane.
Następnie sprawy zaczęły toczyć się lawinowo. Jedna strona uczestników zaczęła organizować się na forum milsim.pl, druga na naszym, trzecia na forum paintballowym. Szybko okazało się, że uzyskanie pełnych informacji, kto, gdzie, jak i dlaczego jest wyzwaniem samym w sobie. Trochę tak jak pierwsi kandydaci do GROMu, w ramach pierwszego etapu selekcji, musieli zdobyć numer telefonu do oficera rekrutacyjnego.
Dzius powtarzał: „Niech ludzie nic nie planują. Niech przyjadą przygotowani psychicznie i fizycznie na duży wycisk w terenie, a wszystko inne dostaną na miejscu”.
Po raz kolejny wszystko musiało odbyć się na zaufaniu. I to jak dużym, skoro zazwyczaj na znanych nam MilSimach plany operacyjne podaje się np. miesiąc wcześniej – a tu jakiś cholerny paintballowiec gada coś od rzeczy, żeby się nie przygotowywać. Nerwów było trochę. W sumie jednak nie ma co się dziwić. Nikt z nas nie był przecież na UNICIE (oprócz Smoka), więc szybko pojawiły się wątpliwości, czy przypadkiem to wszystko nie jest jakaś ściema.
No właśnie i to nas przybliża do tego, że ja tu piszę cały czas o Unicie, a przecież chodzi o Kaskadę.
Gdzieś w międzyczasie setek rozmów telefonicznych jakie odbyłem z Dziusem, doszliśmy do wniosku, że nazwa UNIT zostanie zarezerwowana dla imprez gdzie używa się markerów PB. Nazwa Kaskada nawiąże do legendarnych ćwiczeń 56 Kompanii Specjalnej i w ten sposób utworzymy nową serię MilSimów. Pełna nazwa zawiera skrót RS co oznacza, że symulacja jest przeprowadzana wg. Red Systemu.

MILSIM

Sam przebieg Kaskady mogę zrelacjonować tylko z punktu widzenia sztabowca, zamkniętego przez cały czas w namiocie, na terenie bazy. Rola jaką mi przydzielił Ran – dowódca strony – to RTO sztabowy. Poniekąd dawało mi to pełny pogląd na to co dzieje się w terenie, jednak zupełnie odcinało mnie to od samej akcji.

Kontakt osobisty z patrolami wracającymi z misji miałem tylko przez meldujących się dowódców drużyn lub podczas nielicznych przerw (ktoś na chwilę zastępował mnie na radiu), kiedy przechadzałem się pośród regenerujących się w bazie ludzi. Regenerujących to słowo zbyt ogólne. Czasami teamy wracały tak umordowane, że dosłownie padały pokotem wśród drzew na tyłach swoich namiotów.

Ważnym doświadczeniem było użycie pojazdów. Do swojej dyspozycji mieliśmy trzy Mercedesy Wolf i jednego Honkera (przydzielony nam niestety pod sam koniec, a szkoda bo zacna to maszyna), oraz coś w stylu VW Transportera, który psuł się ciągle i tylko Stanley umiał go jako tako prowadzić. Kierowcy, ludzie nie związani ze środowiskiem symulacji militarnych byli bardzo pomocni i świetnie wczuli się w swoje role.

Widok opuszczającej bazę kolumny pojazdów zawsze robił dobre wrażenie.

Drugim ciekawym elementem życia obozu był namiot medyków. To tutaj wg. Red Systemu trafiali ranni z pola walki i jeśli wg. naszych medyków opatrunki założone w polu były wykonane poprawnie – mieli możliwość „wyleczenia się” co polegało na leżeniu, w miarę nieruchomo, na łóżku polowym przez określony czas kilku godzin. Red System dopuszcza tego typu uzupełnienia stanów osobowych tylko i wyłącznie jeśli ewakuacja medyczna jest wykonana poprawnie i w odpowiednim czasie, a rana rozpoznana i zabezpieczona jest prawidłowo do czasu dotarcia do punktu medycznego. Jeśli jednak medyk w polu źle wykonał opatrunek, źle rozpoznał ranę, lub ewakuacja trwała zbyt długo – sajonara, MilSim kończył się dla danego delikwenta. W ten sposób Red System promuje popularyzację wiedzy o podstawach medycyny pola walki, zasadach ewakuacji medycznej – które są przecież ogromną częścią działań militarnych.

Kolejnym interesującym akcentem było wezwanie naszych medyków do zdarzenia „losowego”. Max, Skoczek i Wayra (medycy FIA) dostali informację, że gdzieś w terenie samochód dziennikarzy wjechał na minę pułapkę, został ostrzelany a następnie dziennikarze zostali obrabowani. Po dojechaniu na miejsce medycy znaleźli trzy zakrwawione osoby, z czego tylko dwie dawały oznaki życia. Krew, jęki, szok pourazowy – wszystko bardzo dobrze przygotowane. Ze względów bezpieczeństwa i logistyki tylko dwóch rannych zostało przewiezionych do bazy, a trzeci, uznany za zmarłego, został pozostawiony lokalnym służbom porządkowym. Niektóre źródła podają, że trzeci dziennikarz w chwili przybycia naszego Medevacu był jeszcze żywy i nie zabranie go do szpitala polowego było błędem kosztującym go życie – być może jednak jest to propaganda przeciwnika.

Następny ciekawy epizod, który udało mi się zaobserwować to była wymiana jeńców lub też przekazanie emisariuszy. Jak się okazało, partyzanci, działający na naszym terenie (tolerowani przez nas) spotykali się z wysłannikami strony przeciwnej. Nie do końca było dla nas jasne, po co i dlaczego jednak cześć spotkania odbywała się tuż przed bramą naszej bazy, a kilku z naszych zostało poproszonych o zabezpieczenie tego spotkania. Wyglądało to tak, że po dwóch cywilów podjechała terenówka, z której wyskoczyło trzech uzbrojonych po zęby partyzantów. Cywile zostali w profesjonalny sposób skuci, zarzucono im czarne worki na głowę, zostali położeni na ziemi i dokładnie przeszukani. Dopiero po takim sprawdzianie zostali załadowani do wozu i odwiezieni dalej (zakładam, że do bazy partyzantów). Swoją drogą te konszachty naszych przeciwników i partyzantów, później (kiedy w sztabie padaliśmy już ze zmęczenia na twarz) zaczęły nam nasuwać wszelakie teorie spiskowe. „A co jeśli partyzanci nas zdradzą?” lub „A może szykują na nas pułapkę?” – oczywiście procedury i mimo wszystko nadal istniejący gdzieś zdrowy rozsądek nie dopuścił do żadnych błędów – ale atmosfera podejrzliwości, nieufności, poddenerwowania – dodawała symulacji bardzo dużo smaku.
W międzyczasie, ci w bazie, którzy mieli akurat chwilę przerwy mogli przejść szkolenie z technik zatrzymania. Ciekawie poprowadzone przez zawodowca, praktyczne i dobrze wstrzelone w czas wolny, akurat mających sjestę, ludzi.
Kolejnym ciekawym elementem, z którym miałem styczność to „Barzowóz” inaczej zwany Kolczugą, inaczej zwany konwojem. Generalnie jak zwał tak zwał, a polegało to na tym, że na jednym pojeździe zamontowane było od cholery sprzętu radiowo elektronicznego. Ten sprzęt służył nam zarówno jako radar jak i przekaźnik radiowy. W dużym uproszczeniu radar działał tak, że jak wyjechał w teren, rozstawił się ładnie (za ochronę odpowiadała ekipa SGO) to był w stanie w miarę dokładnie podawać nam położenie poruszających się po naszym terenie wrogich jednostek. Mógł także wzmacniać nasz sygnał radiowy, tak żebym ja w sztabie mógł dotrzeć sygnałem do innych RTO rozrzuconych po terenie. Trik polegał na tym, że Kolczuga nie mogła wzmacniać naszego radia podczas przejazdów. Konwój musiał stanąć, wyciągnąć maszt i tak dalej. Po drugie jeśli działał radar – to fajnie, że podawał nam namiary na nieproszonych gości, był jednak tak samo widoczny dla radaru przeciwnika, co natychmiast kierowało w jego stronę chmarę niezbyt przychylnie nastawionych czerwonych punkcików na mapie. W związku z tym, wszystkie działania oparte o ten mix technologii, magii i szczęścia (dowodzony przez jedynego człowieka w całym MilSimie, który kumał o co chodzi, czyli Barza) – świetnie symulowały pole walki. Co chwila coś się rypało, pojazd musiał się zrywać z miejsca postoju, bo coś mu tam się zbliżało, ja traciłem łączność z ludźmi w terenie i tak dalej. Z punktami w terenie reprezentującymi przeciwnika też nie było tak kolorowo. System miał laga, czasami się zawieszał – po prostu – dokładnie jak w trakcie działań realnych. Po pierwszych czterech godzinach, system w ogóle został wyłączony. Nic nie jest tak jak by można było sobie wymarzyć i tylko spryt, i doświadczenie, i wyszkolenie ludzi może rekompensować wady techniki.

No dobra a o co w ogóle chodziło?
Jeśli chodzi o tło polityczne, które zazwyczaj przy symulacjach militarnych wymyśla się aby osadzić w nim dane scenariusze, to odsyłam na stronę MilSima.
Sam scenariusz opiszę krótko, większość czytających zrozumie jak wiele ciekawych zdarzeń może w takim biegu wypadków się przytrafić.
Po jednej stronie jesteśmy my, FIA plus współpracujące z nami grupy, z którymi możemy mówić o pewnym poziomie zgrania. Mamy swój garnizon, zresztą położony na terenie historycznie należącym do Garnizonu Straży Granicznej. Sytuacja przygraniczna jest zaostrzona. Na terenie podlegającym naszej jurysdykcji (pamiętajmy, jesteśmy w Borach Tucholskich – to nie jest byle jaka zbieranina krzaków – teren jest ogromny) działają partyzanci, przez stronę przeciwną oczywiście nazywani terrorystami. Kręcą się też jacyś dyplomaci czy dziennikarze. Barzo i jego konwój z SGO stanowią współpracującą, ale niezależną opcję. Po stronie przeciwnej (po drugiej stronie jeziora) jest wróg. Wróg, który jak możemy zakładać jest nam wrogi i chce nam coś zrobić, co wrogowie lubią najbardziej. Wróg ma pontony motorowe i nimi może się do nas przedzierać. Czy ma coś jeszcze do przedzierania – nie wiemy. Jak się przedrze – to coś tu będzie u nas knuł. Granica długa, nie ma opcji, żeby ją całą zamknąć. Jedyna nadzieja to radar. Który raz działał raz nie. No i jak wróg już zaczął się przedostawać, sprytnie w małych grupach, to my zaczęliśmy na tego wroga polować. Niektórych udawało się wyjąć łatwiej, inni dużo drożej sprzedawali swoją skórę, a jeszcze inni za cholerę nie chcieli dać się złapać i wodzili nas za nos przez cały MilSim. Koniec końców, kogo się dało to wyłapaliśmy, wybiliśmy a kogo się nie dało – no cóż, ci przyszli do bazy partyzantów i zrobili im kuku – właściwie na amen. Partyzanci zdążyli jeszcze przed spacerem do Valhalli wezwać nasz QRF to fakt, ale ten przyleciał praktycznie w środek zamieszania.

To tak naprawdę pobieżnie. Całość symulacji trwała około 40 godzin i skończyła się przed czasem, kiedy na naszym terenie działała jeszcze jedna lub dwie grupy, które próbowały się ewakuować z powrotem za granicę, a my bez działającego radaru, w nocy i w deszczu nie byliśmy w stanie ich odszukać, chociaż w momencie zakończenia MilSima jedna z naszych drużyn, siedziała zapakowana w jednym z pojazdów, gotowa na kolejne polowanie.

Na do widzenia:
Ważne jest to, że nikt nie wyszedł z tej symulacji z poczuciem przegranego meczu. Bo nie o to chodzi w tym temacie. Każdy przygotował się jak mógł, wykonał zadanie jak potrafił najlepiej i został zweryfikowany. Dla nas ważny był sprawdzian koordynacji czterech drużyn, manewry, wyłapywanie, otaczanie przeciwnika – sprawdzone w praktyce. Sprawdzaliśmy także nasz wewnętrzny system pozycjonowania, oraz jak zwykle próbowaliśmy robić cuda na kiju z radiem RF10. Dowódcy poszczególnych sekcji mieli możliwość sprawdzić jak się działa w oparciu o pojazdy, jak ludzie zachowują się przy dużym zmęczeniu spotęgowanym adrenaliną. Red System wypalił. To też duży sukces. Zgranie dwóch równoległych, ale do tej pory odrębnych środowisk – airsoftowego i paintballowego też wypaliło. Także na tyle wątpliwości i tematów „pod górkę” trzeba założyć, że MilSim RS Kaskada wersja 01 się udał, zaproszone ekipy są zadowolone, wszyscy czegoś się nauczyli, byli w stanie sprawdzić swoje możliwości i na koniec styrani, uwaleni w błocie w spokoju wysłuchali odprawy końcowej i stanęli do wspólnej foty.

MilSim Kaskada spełnił nasze oczekiwania.

A w rozmowie z Dziusem, kilka dni temu uzgodniliśmy, że MilSim RS Kaskada 2014 będzie miał miejsce ponownie w czerwcu.

FIA Czubaka
wrzesień 2013

PRAJSLESSY:

CZU:
Rebelianci wzywają QRF, drużyna Smoka dociera tam z innej niż wszyscy pozycji z rozkazem wylądowania na jednym z pobliskich Julietów.
Gazela 99: Szakal 29, melduj status.
Szakal 29: Gazela 99, nasz samolot Iljuszyn wylądował gdzieś w krzakach, nie możemy otworzyć drzwi bocznych ani tylnej klapy… jesteśmy w czarnej dupie… Co mamy robić, odbiór?
Gazela 99: … … kontynuujcie…

MEDEVAC:
Gazela99 tu Szakal 88: potrzebny X-Ray.
Gazela99: Szakal nadaj meldunek
Szakal: Mamy wariata, ale najpierw musimy go złapać.

VITEZ:
Krótki priceless radiowy z akcji na R1:
Czu na radiu: do wszystkich stacji – musimy opanować Ziemię! Powtarzam – opanować Ziemię!
Spojrzeliśmy się z Ranem na siebie z uśmiechem i do Czu: Chyba trochę ambitne zadanie?

(hint dla nieobecnych – Ziemia to nazwa kodowa bazy rebeliantów oznaczonej na mapie punktem R1 przy której właśnie trwała walka)

UDZIAŁ WZIĘLI:
Sfora Team, RM45C, 13.KRS, MSOT Gray Wolves, SFSG, Team Delta, BPAT, WSH, Pustak, MAT, 8KPG, SSI, 6th, Blackfield, BlackWater, BIG RED 1, 10th, CLST500+, 8R, FMJ, Bobry Wojny, FIA, SGO SDW, 1RPIMa, GS-7, Black Towers, Infidels, NAMS, LOK MilSim, GOCI

LINKI:
MILSIM KASKADA
RED SYSTEM
SFORA TEAM

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.